Maciej Kowalewski, reżyser głośnej "Miss HIV", w komedii "Okolice bikini" chce pokazać, że ograniczanie wolności dla twórców jest ogromnym zagrożeniem dla wolności w ogóle. Premiera dziś wieczorem w klubie Chwila.
Kowalewski chce zmierzyć się z problemem naszych czasów. Spektaklem "Okolice bikini" chce zwrócić uwagę na coraz większe ograniczanie wolności wypowiedzi artystycznej twórcom w Polsce. Mimo, że tekst powstał w 2007 roku, ma komentować ostatnie wydarzenia, jak choćby protesty w całym kraju przeciwko spektaklowi "Golgota Picnic". - Ta sztuka leżała w szufladzie, pierwotnie miałem ją pokazać w Teatrze Polonia, jednak z różnych przyczyn nie doszło do tej realizacji. Kilka lat temu udało mi się ją przedstawić w ramach słuchowisk teatralnych w
radiu TOK FM, a teraz - ponieważ ten tekst ku mojemu zdziwieniu staje się coraz bardziej aktualny - chcę go pokazać warszawskiej publiczności - mówi Maciej Kowalewski.
O swoim tekście reżyser mówi jak o manifeście wolnościowym, który jest potrzebny współczesnemu - silnie podzielonemu - społeczeństwu. - Nie po to walczyliśmy o wolność, także tę wypowiedzi artystycznej, żeby dziś jeden czy drugi polityk lub jedna czy druga grupa nam ją zabierali. Nie chcę żyć w takim kraju, w którym tylko przychylne Kościołowi czy danej partii teksty są ok. "Okolice bikini" w zabawny sposób mówią o głupocie, ale i o nietolerancji, które połączone ze sobą mogą wywołać dużo złego - dodaje.
Kowalewski wspomina czasy liceum, kiedy Służba Bezpieczeństwa w jednym z jego pierwszych przedstawień - o poszukiwaniu młodzieńczej tożsamości doszukała się antypaństwowych i antykomunistycznych elementów. - O mało nie wyleciałem ze szkoły. Dyrektor przesłuchiwał mnie, pytając, kto mi napisał tę sztukę, jakie siły za tym stoją. Kompletny absurd, ale wesoło nie było. Dzisiejsze czasy jako żywo przypominają mi czasy młodości, z tym że teraz ta strona, która się obraża i szuka antyreligijnych czy antykościelnych treści, w czasach mojej młodości była ostoją wolności - mówi Maciej Kowalewski. Autor przekonuje, że swoją sztuką nie chce nikogo obrażać czy atakować, ale zachęcić do myślenia.
Szukając miejsca dla kultury Akcja przedstawienia dzieje się na komisariacie policji. Funkcjonariusze prowadzą śledztwo z inicjatywy miejskiej radnej ws. obrazoburczej sztuki wystawianej w jednym z miejskich teatrów. - Inspirację wziąłem z życia. Podobna historia miała miejsce w
Olsztynie, gdzie sztuka Michała Walczaka obrażała uczucia religijne jednej z radnych. Jak się później okazało radna przedstawienia nie oglądała, a co za tym idzie nie znała treści, więc ostatecznie wycofała się z nietrafionych zarzutów. To tylko pokazuje, że jeżeli nie będziemy dbali o wolność, to za chwilę śmiech też będzie można zaaresztować, zupełnie jak u Umberta Eco w "Imieniu Róży" - dodaje Maciej Kowalewski. I podkreśla, że swoim przedstawieniem chce też poszukać odpowiedzi na pytanie, gdzie dziś jest miejsce dla kultury, która nie idzie z prądem, a pod prąd.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34861,16791817,_Nawet_smiech_mozna_zaaresztowac___Premiera_przy_Ogrodowej.html